Cześć,
W ten
niedzielny poranek, gdzie słońce tak pięknie przebija się przez chmury i wpada
do mojego domu, chciałem opowiedzieć wam jak nauczyłem się zdobywać pożywienie.
To nie było
takie proste jak się wydaje. Jak byłem malutki mama mnie karmiła swoim mlekiem,
ale też wspominała o tym że żeby zjeść trzeba polować. Zaraz po przeprowadzce
nie miałem dostępu do mleka od mamy, więc postanowiłem na coś zapolować. Wiadomo
że w misce którą dostałem miałem przygotowane jedzenie, ale nie chciałem iść na
łatwiznę. Polowałem na wszystko co się ruszało. Sznurki, kurz, kable, papier, nawet
na te dwa duże koty(ale to groziło kontuzją) niestety nic nie nadawało się do
zjedzenia. Dopiero gdy te dwa koty coś upolowały i jadły wiedziałem, że to jest
szansa na zjedzenie czegoś innego. Byli na tyle głupi że gdy jedli to małe
kawałki jedzenia brali do ręki i kładli na ziemi wołając „kici kici”. Pewnie że
się bałem jeśli o to chcesz zapytać, ale co zrobisz taka natura kota. Muszę
polować. Zaryzykowałem i się opłacało. Podbiegłem wziąłem kawałek tego czegoś
co leżało na podłodze i pośpiesznie zjadłem. To było moje pierwsze udane
polowanie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zrozumiałem że gdy te dwa
wielkie naiwne koty wołają do siebie „kici kici” to zawsze coś będę mógł zwinąć
dla siebie. Nawet nie zdają sobie sprawy z tego że zrozumiałem już ich ten kod
dziwnego porozumiewania się. Teraz gdy słyszę „kici kici” wiem że ograbię tych
dwoję z jedzenia. W sumie mieszkają u mnie na terytorium więc mógłbym pobierać
od nich jakąś prowizje za to że jedzą u mnie, dzięki temu nie musiałbym więcej
polować.
Tymczasem idę
bo znów słyszę „kici kici” niech nie myślą sobie że tym razem im się
uda. Cześć!! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz