sobota, 6 kwietnia 2013

Przedstawiamy się - Boguś



Hej, obiecane kilka zdań o sobie napisane przez kota Bogusia. Zapraszam do lektury.



Witam wszystkich czytelników. Mam na imię Boguś (nie nie Bogusław tylko Boguś!). Urodziłem się w sierpniu 2008 roku więc niebawem ukończę 5 okrąglutkich lat. Za namową Felka napisałem kilka zdań o sobie.
          Wszystko zaczęło się latem, kiedy to przyszedłem na świat razem z moją siostrzyczką. Wszyscy byli nami zachwyceni, bowiem wyglądaliśmy kropka w kropkę identycznie. Nie, nie, nie myślcie, że położyli obok mnie tekturowego kotka. Po prostu Kicia była moim bliźniakiem w kolorach szarości. Pierwsze dni życia mijały nam spokojnie na błogim leniuchowaniu i jedzeniu otoczeni matczyną miłością. W miarę upływu czasu, kiedy byliśmy coraz starsi mamusia opowiadała nam, że będziemy musieli pojechać w długą podróż i nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy… Było mi naprawdę smutno… Nie wyobrażałem sobie życia z dala od mamy, siostry i małej Natalii, która się nami zajmowała. Ale niespełna miesiąc później nadszedł „ten dzień”. Mało pamiętam, bowiem byłem bardzo zestresowany tym co się wokół mnie dzieje. Nigdy nie wychodziłem poza mury  domu, ponieważ mama zawsze mi powtarzała, że jestem jeszcze na to za mały.  Szybko przekonałem się, że miała rację. Jakiś człowiek wziął mnie na ręce, schował pod kurtkę, podziękował Natalii, dał jej jakaś łapówkę i poszliśmy. Ten wieczór był okropny.. ciemno, zimno, padał deszcz. Płakałem spod tej kurtki niemiłosiernie. I jeszcze to wielkie warczące coś, do którego wsiedliśmy. Ktoś co jakiś czas mnie głaskał i cicho do mnie przemawiał, że nie ma się czego bać. No tak. Łatwo im mówić… Jakaś obca dziewczyna porywa Cię z domu na deszcz i ziąb, wsiadacie do wielkiego warczącego „cosia” i jak ja mam się nie bać!  Nie wiedziałem , że wielki świat jest taki straszny. A ostrzegała mamusia! Przytuliłem się tylko mocno wbijając pazurki w dziewczynę i czekałem aż ten cały rumor się skończy. Niedługo później dotarliśmy na miejsce docelowe. Wreszcie było cicho i sucho. W rogu pokoju zauważyłem swoje legowisko, kuwetę i pełne miseczki. Poczułem się wreszcie bezpieczny. Nagle otoczyły mnie jakieś trzy osobniki i zaczęły mi się bacznie przyglądać, głaskać mnie i tykać. Uciekłem do kuwety i tam spędziłem pierwszą noc bojąc się, że znów mnie gdzieś zabiorą. Pierwsze dni mijały mi spokojnie. Wszyscy skakali wokół mnie, bawili się ze mną, karmili. Domyślam się, że dziewczyna, która mnie przywiozła będzie teraz moją nową mamą a przynajmniej tak mówiła mi moja kocia mama. Ma na imię Jola. Po kilku dniach znów zabrali mnie znów do warczącego „cosia”. Było mniejsze i siedziała w nim tylko Jola i jakaś druga osoba. Bałem się, że znów chcą mnie oddać i zacząłem przeraźliwie miauczeć. Droga była krótka i jak się okazało trafiłem do weterynarza. Skąd wiem? Powiedziały mi to inne zwierzęta siedzące w poczekalni. Kazały mi się odprężyć i nie bać bo tu nic złego mi się nie stanie. Chwilę później byliśmy już w gabinecie. Jakiś obcy facet dziwnie mi się przyglądał z każdej strony po czym otworzył mi pyszczek, wcisnął do niego jakąś ohydną pastę i czekał aż ją zjem. Połaskotał mnie trochę po futerku tak śmiesznie je rozchylając po czym powiedział, że mam pchły. Zostałem obficie spryskany jakimś płynem. Na szczęście ten okropnie niedobry płyn był ostatnią torturą i zaraz potem  szybko wróciliśmy do domu. Tam się dopiero przekonałem co powiedział pan doktor. Pchły to to małe czarne coś co mnie łaskotało w futerku. Tego dnia moja pani nie pozwoliła mi spać ze sobą. Nie rozumiem… wcześniej też miałem pchły i jakoś mi było wolno a teraz nie.
          Tak wyglądały pierwsze dni w moim nowym domu. Jeśli jesteście ciekawi co się stało z moją siostrą bliźniaczką, to też znalazła nowy dom. Niestety nie mamy ze sobą kontaktu.

Pozdrawiam Boguś

2 komentarze: